Przyszła, żeby tańczyć

Patrzę na nią i widzę,
jak rozpuszcza włosy, jakby zrzucała ciężar lat,
jak stawia bose stopy na drewnianej podłodze,
nie pytając nikogo o pozwolenie.

Przyszła, żeby tańczyć.
Nie dla kogoś. Nie po coś.
Dla siebie.

Jeszcze wczoraj może mierzyła się wzrokiem w lustrze,
próbując dopasować się do kształtu,
który ktoś kiedyś uznał za odpowiedni.
Ale dziś lustro jest tylko odbiciem,
nie wyrokiem.

Śmieje się, głośno i prawdziwie,
jakby nigdy nie uczono jej ściszać głosu.
Jakby nigdy nie słyszała,
że dziewczyna powinna być delikatna,
ładna, ale nie nazbyt,
pewna siebie, ale nie za bardzo,
mądra, lecz nie przesadnie.

Patrzę, jak rozpościera ramiona,
jakby mogła objąć całe niebo.
I może właśnie to robi.

Bo przyszła, żeby żyć.
Nie przepraszać za swoje miejsce.
Nie kurczyć się, by zmieścić w cudzych dłoniach.

Przyszła, żeby zatańczyć –
aż gwiazdy zejdą niżej,
aż ziemia przypomni sobie
rytm jej własnego serca.

I wiem,
że już nic jej nie zatrzyma.

Patrzę, jak kręci się w miejscu,
jakby jej ciało było kompasem,
który wreszcie wskazał północ.

Nie pyta nikogo o kierunek.
Nie czeka na znak.
Nie potrzebuje drogowskazów,
bo każda ścieżka, którą wybiera,
jest teraz właściwa.

Kiedyś może liczyła kroki,
zastanawiała się, czy wolno jej
zajmować tyle przestrzeni,
czy wypada śmiać się tak głośno,
czy ktoś uzna to za „za dużo”.

Dziś przestała się zmniejszać.
Nie chowa rąk w kieszeniach,
nie spuszcza wzroku,
nie mówi: „przepraszam”,
kiedy nie zrobiła nic złego.

Teraz każdy jej ruch
jest odpowiedzią na pytania,
które kiedyś bała się zadać.

Widzi ją ktoś?
Widzi ją świat?
Czy to ma znaczenie?

Ona widzi siebie.
To wystarczy.

Przyszła, żeby żyć.
A życie właśnie zaczęło grać jej melodię.

O, Boże, jak pięknie tańczy.

Inne moje wiersze, opowiadania znajdziesz
w książce „Kraina łez”
https://krzysztofjankowski.com.pl/kraina-lez/
Miłość we mnie pozdrawia miłość w Tobie ❤️
Krzysztof Jankowski

Może Cię również zainteresować…

List do Niego

List do Niego

List napisany do kogoś, kto jeszcze nie istnieje – albo istnieje od zawsze. Tęsknota zamknięta w słowach, miłość, którą rysuje się w myślach, zanim stanie się rzeczywistością. Opowieść o czekaniu, rozpoznawaniu i o tym, że czasem listy nie potrzebują adresata, by trafić do właściwych rąk. To historia o oczekiwaniach, które nie muszą mieć imion, o ciszy, która staje się przestrzenią dla prawdziwej obecności. Zmysłowy, melancholijny obraz nieoczywistej miłości, gdzie każda litera jest krokiem ku temu, co jeszcze nie nadeszło.

Nieustająca melodia miłości własnej

Nieustająca melodia miłości własnej

Nie przyszła nagle ani spektakularnie. Miłość własna była zawsze – cicha jak melodia w tle, zagłuszana przez świat, ale nieprzerwana. Wystarczyło nauczyć się słuchać.Nie przyszła nagle ani spektakularnie. Miłość własna była zawsze – cicha jak melodia w tle, zagłuszana przez świat, ale nieprzerwana. Wystarczyło nauczyć się słuchać. A potem zrobić pierwszy krok w jej rytmie – niepewny, ale własny. Bo ta melodia nigdy nie czekała na niczyją zgodę, by wybrzmieć.

Tak to odchodzi

Tak to odchodzi

Miłość rzadko kończy się nagle. Nie eksploduje w jednym, dramatycznym geście, nie upada z hukiem jak przewrócony stół. Przeciwnie — rozpada się powoli, niezauważalnie, jak stare płótno, z którego stopniowo ściera się farba. Najpierw zmieniają się drobiazgi: sposób, w jaki ktoś mówi twoje imię, długość spojrzenia, które kiedyś zatrzymywało świat. Potem milkną rozmowy. Dotyk staje się przyzwyczajeniem, a nie obietnicą. A w końcu któregoś dnia budzisz się i czujesz, że to, co było żywe, stało się tylko cieniem.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.