Kiedy byłaś mała,
powiedzieli ci, że miłość to bajka.
Więc czekałaś.
Na książąt, na rycerzy,
na pocałunki, które zamienią cię
z zapomnianej w wybrankę.
*
Ale potem miłość przyszła inaczej.
Nie w złotej karecie,
nie na tle skrzypiącej smyczkowej muzyki,
ale w postaci kogoś,
kto nie oddzwaniał.
Kogoś, kto mówił za dużo,
albo nie mówił wcale.
Kogoś, kto uczył cię,
że miłość to czekanie na zamknięte drzwi.
*
Więc zaczęłaś wierzyć,
że to jest miłość.
Że jest jak sól – sypana na rany,
żeby przypominały ci, że wciąż jesteś żywa.
*
Ale teraz…
teraz uczysz się na nowo.
*
Teraz uczysz swoje ciało,
że miłość nie powinna boleć.
Że nie powinna być
polem bitwy, testem, walką,
krwią pod paznokciami.
*
Miłość nie jest czymś,
o co trzeba błagać.
*
Więc uczysz się oddychać.
Pamiętasz, że twoje ciało
to dom –
i że jeśli wciąż wpuszczasz burze,
nie dziw się, że wszystko jest zalane.
*
Więc zamykasz okna,
otwierasz dłonie,
rozluźniasz ramiona.
Patrzysz na siebie w lustrze
i po raz pierwszy od dawna
mówisz:
*
„Nie muszę zasługiwać na miłość.”
„Jestem nią.”
*
I wtedy,
gdy zmienia się twój głos,
twoja skóra, twoje serce,
świat zaczyna ci odpowiadać.
*
Pukają do twoich drzwi ludzie,
którzy nie chcą niczego łamać.
Tacy, którzy widzą cię całą.
Tacy, którzy zostają.
*
I nagle rozumiesz:
miłość nigdy nie była tam,
gdzie musiałaś walczyć.
Była tam,
gdzie mogłaś po prostu być.
*
Więc zostajesz.
Z sobą.
Z ciszą, która kiedyś wydawała się nie do zniesienia,
a teraz jest miękka jak ciepła woda w wannie.
*
Zaczynasz słuchać siebie
tak, jak zawsze chciałaś,
żeby ktoś słuchał ciebie.
W nocy, kiedy boisz się, że znów wybierzesz źle.
Rano, kiedy patrzysz na siebie
i zamiast liczyć wady, liczysz oddechy.
*
Zaczynasz dotykać siebie
tak, jak zawsze chciałaś,
żeby ktoś cię dotykał.
Bez pośpiechu.
Bez lęku, że jeśli będziesz sobą,
to ktoś odejdzie.
*
I pewnego dnia,
kiedy już nie będziesz tego wypatrywać,
kiedy przestaniesz zamieniać samotność w przystanek,
a zaczniesz traktować ją jak dom –
pojawi się ktoś,
kto nie będzie chciał niczego zmieniać.
*
Nie będzie chciał naprawiać ciebie,
bo zrozumie, że nigdy nie byłaś zepsuta.
Nie będzie chciał cię zdobywać,
bo zauważy, że nigdy nie byłaś nagrodą.
Nie będzie kazał ci wybierać między sobą a nim,
bo będzie wiedział,
że miłość nie jest wyborem albo – albo,
ale przestrzenią,
gdzie mieścisz się cała.
*
I nagle, bez fanfar, bez dramatów,
bez potrzeby udowadniania czegokolwiek –
poczujesz spokój.
*
Nie motyle w brzuchu,
które latają jak szalone,
nie ogień, który pożera wszystko na swojej drodze.
Spokój.
Jak ciepły koc.
Jak czyjeś ręce, które nie trzymają za mocno,
ale wystarczająco pewnie, żebyś wiedziała,
że możesz zamknąć oczy
i odpocząć.
*
I wtedy zrozumiesz:
*
Miłość nie jest grą do wygrania.
Nie jest polem minowym.
Nie jest labiryntem, z którego trzeba znaleźć wyjście.
*
Miłość jest drzwiami,
które w końcu nauczyłaś się otwierać.
*
w książce „Kraina łez”
https://krzysztofjankowski.com.pl/kraina-lez/
Miłość we mnie pozdrawia miłość w Tobie ❤️
Krzysztof Jankowski
0 komentarzy