I wiesz.
Że coś się zmieniło,
że śmiech nie brzmi już tak samo,
że cisza między wami nie jest już spokojem,
a przestrzenią, której nikt nie próbuje wypełnić.
Zaczynasz dostrzegać drobiazgi.
Kubek, którego już nie napełniasz dla niego.
Drzwi, które nie skrzypią,
bo nikt już ich nie uchyla w środku nocy.
Słowa, które powinny paść,
ale jakoś nigdy nie znajdują drogi do ust.
Tak to odchodzi.
W spojrzeniach, które omijają.
W dłoniach, które przestały szukać.
W „dobranoc”, które znaczy tylko koniec dnia,
a nie obietnicę, że jutro znowu będziemy my.
I któregoś dnia,
gdy sięgasz po jego dłoń z przyzwyczajenia,
nie ma już dłoni.
Jest tylko echo,
jak po melodii, którą kiedyś znałeś na pamięć.
A wtedy już wiesz,
że odchodziło przez długi czas.
Aż w końcu naprawdę odeszło.
I wtedy już wiesz,
że nie ma nic do zatrzymania,
że ostatnie słowo padło dawno temu,
choć nigdy nie zostało wypowiedziane.
Zastanawiasz się, kiedy to się stało.
Czy wtedy, gdy przestaliście mówić „uważaj na siebie”
z tym ciepłem, które sprawiało,
że te słowa były czymś więcej niż frazą?
Czy wtedy, gdy zaczęliście zasypiać plecami do siebie,
ale jeszcze udawaliście, że to tylko wygoda?
Tak to odchodzi.
Nie krzycząc, nie walcząc,
nie żądając ostatniej szansy.
Raczej jak książka, którą ktoś zostawił otwartą,
ale nigdy nie wrócił, by przeczytać zakończenie.
I może to właśnie boli najbardziej,
że nie było końca, który można by zapamiętać,
tylko długie, powolne rozmywanie się w nic.
A potem pewnego dnia budzisz się
i nie czujesz już tego ciężaru.
Miłość już nie boli.
Ale nie znaczy to, że jej nigdy nie było.
Bo była.
Tylko odeszła tak, jak wszystko kiedyś odchodzi—
cicho, stopniowo, nieodwracalnie.
Inne moje wiersze, opowiadania znajdziesz
w książce „Kraina łez”
https://krzysztofjankowski.com.pl/kraina-lez/
Miłość we mnie pozdrawia miłość w Tobie

Krzysztof Jankowski
0 komentarzy