Święta nić

Rodzimy się z dłońmi otwartymi,
jakbyśmy trzymali coś, czego nie widać—
nić, cienką jak szept babci,
gładką jak czoło dziecka tuż przed snem.

Nie pamiętamy, kiedy ją dostaliśmy,
ale czujemy jej napięcie,
jak gdyby ktoś po drugiej stronie
też trzymał koniec.

Niektórzy mówią, że to tylko iluzja,
że jesteśmy sami,
że życie to przypadkowa iskra w pustce.
Ale powiedz mi—
czy kiedykolwiek patrzyłaś w oczy kogoś,
kto trzymał twoją dłoń
tuż przed odejściem?

Czy czułaś kiedyś,
jak cisza wypełnia się obecnością,
jakby ktoś zostawił drzwi uchylone?

Chcemy wierzyć,
że nie jesteśmy tylko śladem na piasku,
że niebo to nie sufit,
ale tunel światła prowadzący gdzieś dalej.

I może nie mamy dowodów,
nie mamy mapy,
ale mamy tę nić.
Nie widzimy jej,
ale czujemy.

I może właśnie to oznacza świętość—
nie dowód,
ale dłoń w ciemności,
która trzyma nas,
nawet gdy my już nie trzymamy jej.

I może to właśnie dlatego,
gdy stoimy na krawędzi zwątpienia,
coś w nas szepcze: Idź dalej.
Jakby ktoś po drugiej stronie
leciutko pociągnął za nić.

Bo czasem wiara to nie wiedza,
ale intuicja.
To ciche może,
które nie pozwala nam upaść.
To śpiew matki, zanim nauczyliśmy się słów,
to szept wiatru, gdy pytamy,
czy ktoś tam jest.

I może to prawda,
że życie jest krótkim błyskiem
na tle nieskończoności,
ale jeśli tak,
to czy nie jest cudem,
że świecimy w ogóle?

Że każdy śmiech, każdy dotyk,
każde kocham cię
jest dowodem na to,
że byliśmy tu,
że trzymaliśmy nić,
że czuliśmy jej lekki opór
po drugiej stronie.

I jeśli to wszystko znika,
to gdzie idą te słowa,
te myśli, te chwile,
które kiedyś nas tworzyły?

Może tam, gdzie nić się splata
z milionami innych.
Może w miejsce,
gdzie nikt nie jest samotny.

A jeśli to tylko nadzieja—
to i tak warto ją mieć.
Bo może to ona
jest tą świętą nicią,
która prowadzi nas do domu.

Inne moje wiersze, opowiadania znajdziesz
w książce „Kraina łez”
Miłość we mnie pozdrawia miłość w Tobie ❤️
Krzysztof Jankowski

Może Cię również zainteresować…

Matka, która nie kocha

Matka, która nie kocha

Są słowa, które nigdy nie padają. Historie, które dusimy w gardle, zamykamy w najciemniejszych zakamarkach pamięci, gdzie nikt nie sięga – nawet my sami. A jednak są tam, żyją, pulsują pod skórą jak stare blizny.
Matka jest przecież początkiem wszystkiego – pierwszym dotykiem, pierwszym głosem, pierwszym światłem. Tak nas uczono. A co, jeśli ten początek był pustką? Co, jeśli dłonie, które miały podnosić, odpychały? Głos, który miał koić, ranił? Co, jeśli miłość, którą obiecano, nigdy nie przyszła?

Między teraz a potem

Między teraz a potem

W powietrzu unosi się zapach deszczu – ten specyficzny, elektryzujący aromat, który zwiastuje burzę, ale równie dobrze może przynieść jedynie cichy, niemal niezauważalny kapuśniak. Właśnie w tej nieuchwytnej chwili, zawieszonej pomiędzy „teraz” a „za chwilę”, rodzi się czekanie. Nie jest biernym oczekiwaniem, nie jest pustką – to pulsująca pod skórą nadzieja, niepokój, subtelne drżenie serca, które nasłuchuje kroków na schodach, stukotu deszczu o parapet, zmiany w świetle dnia. Jest w tym wierszu coś, co przypomina szeptany list do samego siebie – pełen czułości i akceptacji wobec tego, co jeszcze nie nadeszło, ale już zaczęło istnieć w pragnieniach.

Dotyk miłości

Dotyk miłości

Wiersz „Dotyk miłości” to subtelna i pełna emocji refleksja nad siłą miłości, która koi, leczy i daje nadzieję nawet w najciemniejszych momentach życia. Autor porównuje ją do ciepłego dotyku, światła rozpraszającego mrok oraz troski, która odnawia wiarę w dobro. Wiersz podkreśla, że miłość jest nie tylko uczuciem, ale także uzdrawiającą siłą, obecną w codziennych gestach czułości i troski.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.